zbigniewstefanik zbigniewstefanik
359
BLOG

Leszek „Terminator” Miller. Sztandarowy specjalista?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 0

          Leszek Miller to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci świata politycznego III RP. W schyłkowym okresie PRL Miller był czołowym politykiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, następnie – już w czasach transformacji - jednym z założycieli Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, a w 1999 roku współtworzył Sojusz Lewicy Demokratycznej. Pełnił również funkcję ministra pracy i polityki socjalnej oraz spraw wewnętrznych i administracji, a także – w latach 2001-2004 – obejmował stanowisko prezesa Rady Ministrów.

           Leszek Miller jest autorem największych sukcesów SLD, ale jednocześnie ponosi odpowiedzialność za upadek Sojuszu pod koniec rządów swej partii. Po opuszczeniu macierzystego ugrupowania stał się politycznym rozbitkiem. A może wręcz politycznym bankrutem, bowiem próba powrotu do Sejmu - przy pomocy stworzonej naprędce partii Polska Lewica - skończyła się totalnym fiaskiem.

    Kim jest dzisiaj Leszek Miller? To trudne pytanie. Z pewnością można stwierdzić, że aktualnym przewodniczącym SLD, ale także jednym z protagonistów wojny na lewicy. Być może były premier jest także politycznym Terminatorem. Miller okazuje się bowiem być niezniszczalnym. Kiedy wszyscy są przekonani o jego politycznym końcu, Leszek Miller zawsze powraca i - niczym Terminator – oznajmia: I’m back!

         16 czerwca bieżącego roku na stadionie narodowym odbył się kongres lewicy, który nie przyniósł, tak długo wyczekiwanego przez lewicowych działaczy, sukcesu. Kongres, który z założenia miał być Wielkim Kongresem Zjednoczenia Lewicy, w rzeczywistości był skromną konwencją SLD, ponieważ honorowi goście nie zaszczycili swoją obecnością organizatorów tego wydarzenia. Byli polscy prezydenci przesłali jedynie listy do uczestników Kongresu. W ich korespondencji zawarte były jedynie kurtuazyjne formułki i okolicznościowe wyrazy życzliwości i powodzenia.

           Czy zorganizowany przez SLD niezbyt udany event, można uznać za osobistą klęskę Leszka Millera? Z pewnością tak! Po pierwsze, przewodniczący Sojuszu, za pośrednictwem Kongresu Lewicy, chciał legitymizować swoją pozycję na polskiej scenie politycznej, jako jeden z jej głównych liderów! Po drugie, celem Leszka Millera, niemniej ważnym, niż poprzedni, było uzyskanie niekwestionowanego politycznego leadershipu na lewicy. Tak się jednak nie stało.

           Aleksander Kwaśniewski, drugi lewicowy lider, postanowił nie brać udziału w inicjatywie SLD i czyniąc to, opowiedział się jednoznacznie po stronie Europy Plus, Ruchu Palikota i - szeroko rozumianego - alternatywnego wobec SLD projektu. Odrzucając zaproszenie Leszka Millera na organizowany przez niego Kongres, Aleksander Kwaśniewski dolał oliwy do ognia, jeszcze bardziej rozpalając otwartą wojnę na lewicy w polskiej przestrzeni politycznej. 

          A więc można powiedzieć, że na lewicy bez zmian. Na dzień dzisiejszy polska lewica się POPiSuje i POPiSywać się będzie, ponieważ najwyraźniej konflikt na lewicy to awantura wyłącznie personalna. Trudno nie zauważyć, że nie chodzi w niej o różnice programowe, tylko o prywatne animozje i urażone ambicje protagonistów.

           Wracając do Leszka Millera. Po czteroletnim niebycie politycznym wybory parlamentarne z października 2011 roku przyniosły mu pewien sukces, bowiem udało mu się powrócić do sejmowych ław. Jednak jego ambicje sięgały o wiele dalej, o wiele wyżej! Od pierwszych sekund swojego parlamentarnego come backu były premier RP przeszedł do ofensywy: najpierw przejął władzę w Klubie Parlamentarnym SLD a później w całej partii. Obecnie  Leszek Miller posiada taką samą władzę w swojej partii, jaką dysponuje prezes PiS-u.

        Przewodniczący SLD to w rzeczywistości niekwestionowany wódz ugrupowania, który - najwyraźniej wzorując się na prezesie PiS-u - zwalcza wszelkie formy rebelii wewnątrzpartyjnych, wskazując drzwi secesjonistom swojego Klubu Parlamentarnego. Czasem, jak to miało miejsce w przypadku Ryszarda Kalisza, Miller wypycha buntowników przez SLD-owskie wyjściowe wrota osobiście. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto jest prawdziwym władcą Sojuszu.

            Leszek Miller nie tylko twardą ręką rządzi swoją partią. To on bowiem decyduje zarówno o strategii, jak i o programie Sojuszu Lewicy („Demokratycznej”?). To Leszek Miller przedstawia - w imieniu swojej partii - wizje przyszłości oraz (ostatnimi czasy) przeszłości Polski. To ostatnie staje się dla jego ugrupowania coraz bardziej problematyczne, szczególnie w obliczu prób pozyskiwania nowych wyborców.

      Gdy Leszek Miller był przywódcą Polskiej Lewicy, stworzonej przez siebie (niezbyt licznej) formacji politycznej, wszem i wobec głosił, że nie zamierza przepraszać za PRL. Dzisiaj przewodniczący SLD powraca do tego politycznego dyskursu. Ulubieńcem Leszka Millera jest Edward Gierek, zresztą nie tylko jego. Przecież sam Jarosław Kaczyński, podczas kampanii wyborczej w czerwcu 2010 roku, wychwalał pod niebiosa byłego pierwszego sekretarza PZPR.

        Jednak można odnieść wrażenie, że aktualny władca SLD lubi towarzysza Gierka nieco bardziej, niż prezes PiS-u, ponieważ od wielu miesięcy Miller walczy o przyznanie mu miejsca w historii polskiej i narodowej pamięci. Zdaniem szefa Sojuszu Edward Gierek był wielkim polskim budowniczym. Taki Kazimierz Wielki, choć trochę inaczej i w innych czasach.

          Ponadto przewodniczący SLD, wraz z posłami swojego Klubu Parlamentarnego, zamierza zorganizować w Sejmie RP urodziny Wojciecha Jaruzelskiego, nie zważając – w ani jednej chwili - na kontrowersje, jakie od kilku tygodni wywołuje ta inicjatywa w polskiej przestrzeni politycznej.

           Wielu publicystów i komentatorów rodzimej sceny politycznej zwraca uwagę, że jest to ze strony Leszka Millera polityczna gra, mająca na celu pozyskanie elektoratu, któremu okres PRL był miły. Jednak myślę, że chodzi tutaj o coś więcej. Najwyraźniej przewodniczący SLD nie potrafi oderwać się od swoich PZPR-owskich i PRL-owskich korzeni. Ale przecież - z czysto politycznego punktu widzenia - taka strategia jedynie pogrąża jego polityczne ugrupowanie, które już teraz znajduje się przecież w fatalnej kondycji.

          Kiedy polska lewica powinna tworzyć polityczną alternatywę wobec Platformy Obywatelskiej, Leszek Miller walczy o komunistyczną wizję historii Polski. Kiedy SLD powinno budować społeczno-gospodarczy program dla rozwoju Polski w zintegrowanej Unii Europejskiej, Leszek Miller walczy o pamięć towarzysza Gierka. Kiedy SLD powinno przedstawić wyborcom wizje przyszłości, Leszek Miller zajmuje się organizowaniem Jaruzelskiemu urodzin w Sejmie RP. Postaci, która symbolizuje minioną epokę, erę tragiczną dla Polski i Polaków. Całe szczęście, że należącą już do przeszłości! Warto w tym miejscu  przypomnieć, że Wojciech Jaruzelski, znany również jako towarzysz Wolski jest symbolem minionych czasów nie tylko ze względu na swój zaawansowany wiek!

       Polityczna strategia, polegająca na wskrzeszaniu postaci i wydarzeń należących do minionego (i tragicznego) okresu w najnowszej polskiej historii jest, zarówno dla Leszka Millera, jak również dla jego środowiska politycznego, drogą donikąd. To droga donikąd Panie Przewodniczący. Kiedy w dobie kryzysu większość Polaków boi się o swoją przyszłość, Pan ma im do zaofiarowania wyłącznie przeszłość, dodatkowo przeszłość dramatyczną i tragiczną, której powrotu większość Polaków zdecydowanie sobie nie życzy.

           Panie przewodniczący Miller, należał Pan do grupy „lewicowych polityków średniego pokolenia”, która wyprowadziła sztandar PZPR. Czy dzisiaj chce Pan stać się tym lewicowym politykiem, którego polska historia zapamięta, jako odpowiedzialnego za wyprowadzenie sztandaru SLD? Jeśli nie zmieni Pan swojego postępowania politycznego, to pozostanie Pan w swojej politycznej formacji sam, gdyż większość Pana podwładnych po prostu przejdzie do konkurencyjnej formacji lewicowej lub stworzy swoje własne ugrupowanie. Czy chce być Pan tym, który - jako ostatni członek swojego politycznego ugrupowania - zgasi SLD-owskie światło?

         Panie przewodniczący Leszku Millerze, powiedział Pan kilka lat temu, że „prawdziwego mężczyznę ocenia się po tym, jak kończy”. Czy chce Pan kończyć jako specjalista od wyprowadzania sztandarów?

 

Nieopublikowane na tym portalu teksty publicystyczne mojego autorstwa znajdą Państwo na blogu: http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/. Serdecznie zapraszam do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

 


Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka