zbigniewstefanik zbigniewstefanik
1688
BLOG

Bez motywu nie ma zbrodni. O katastrofie smoleńskiej

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 29

 

 

 

W awanturze o katastrofę smoleńską oraz ustalenie jej przyczyn nastąpił ciąg dalszy. Doktor Maciej Lasek poinformował, iż profesor Wiesław Binienda (ekspert zespołu Antoniego Macierewicza) w swojej prezentacji posługuje się fotomontażem rozbitego skrzydła prezydenckiego Tupolewa. Następnie doktor Lasek składa w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

Dla zespołu Antoniego Macierewicza ostatnie tygodnie nie należały do najszczęśliwszych, albowiem w tym czasie grupa ta zaliczyła aż dwie poważne wpadki. Pierwsza miała miejsce niespełna miesiąc temu, kiedy zostały ujawnione „niezwykłe kompetencje” ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza. Druga parę dni temu, kiedy - mówiąc kolokwialnie – wyniknęła „afera zdjęciowa”. Jeśli potwierdzą się oskarżenia o świadomą manipulację to będzie to ostateczny nokaut i to zarówno dla teorii o smoleńskim zamachu, jak i dla jej propagatorów. Jednak nie zmieni to niczego dla wyznawców religii smoleńskiej, którzy - jak sądzę – bez względu na przedstawiane obiektywne dowody i tak będą - mówiąc kolokwialnie – „wiedzieli swoje”.

Dla eksperta wyjaśnianie katastrof lotniczych jest trudnym przedsięwzięciem, to fakt. Jednak dla będącego laikiem odbiorcy dokładne zrozumienie przekazu specjalistów, który zawiera wiele sformułowań technicznych jest - być może - jeszcze trudniejsze. Albowiem w debacie eksperckiej, kiedy to każda strona broni tak bardzo odmiennych od siebie tez, bardzo ciężko wyrobić sobie laikowi swoją własną opinię. Stąd – być może - tak wielka ekspansja smoleńskiej religii, która wyznawców ma przecież niemało...

Jak już to podkreślałem wielokrotnie, nie wierzę w teorię zamachu smoleńskiego. Wierzę natomiast, iż w Smoleńsku doszło do katastrofy lotniczej. Przekonują mnie dowody i wnioski przedstawione przez zespół dr. Macieja Laska i jego ekspertów. Jednak nie jestem ekspertem w sprawach lotniczych. Dlatego dla mnie od technicznego wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej bardziej przekonująca jest analiza okoliczności w jakich do niej doszło. Krótko mówiąc, nie koncentruję się wyłącznie na technicznym przebiegu zdarzeń, który doprowadził do tej największej tragedii we współczesnej historii Polski. Albowiem uważam, że zanim następuje analiza dowodów, które miałyby potwierdzić (czy też wykluczyć) możliwość zamachu, to należy się wpierw zastanowić nad motywami (czy też ich brakiem), ewentualnych zamachowców. Jednak odnoszę takie wrażenie, iż w polskiej przestrzeni publicznej, a konkretnie w debacie o smoleńskiej tragedii etap ten został pominięty. Wyznawcy smoleńskiego zamachu niemal natychmiast po smoleńskiej tragedii założyli bowiem, iż do owego zamachu doszło. W kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej plotki, doniesienia i alternatywne teorie związane z hipotezą o zamachu zdominowały dyskusje o smoleńskiej tragedii. Jedni zaczęli udowadniać, że do zamachu doszło. Z kolei inni dementowali te teorie, które - w mojej opinii – zostały wzięte z księżyca. Jednak na temat ewentualnych motywów domniemanych zamachowców (czy też ich braku) rzetelnej dyskusji w Polsce nie było.

Zastanówmy się więc czy istniały jakieś obiektywne przyczyny, które mogłyby sprawić, iż ktoś miałby motyw, by ów zamach zorganizować. Kiedy pytam o te motywy przedstawicieli zwolenników teorii o smoleńskim zamachu, zawsze słyszę tę samą odpowiedź: to przecież oczywiste. Jednak dla mnie nie jest to takie oczywiste, gdyż nie potrafię znaleźć obiektywnego motywu, dla którego ktoś chciałby zamordować prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych pasażerów prezydenckiego Tupolewa.

Cofnijmy się o trzy lata. Prezydent Lech Kaczyński ma bardzo niskie poparcie społeczne, o czym świadczą wszystkie sondaże, przeprowadzone w Polsce w ostatnich tygodniach i miesiącach poprzedzających katastrofę smoleńską. Jego szanse na reelekcję są bardzo nikłe, wręcz zerowe. Według niektórych ówczesnych komentatorów, prezydent Lech Kaczyński miał definitywnie przegrać wybory prezydenckie już w pierwszej turze, z ówczesnym kandydatem na urząd prezydenta Bronisławem Komorowskim. Prawie wszystkie sondaże prognozowały zwycięstwo obecnie urzędującego prezydenta w pierwszej turze tych wyborów. A więc - mówiąc wprost - po co ktoś miałby przeprowadzać zamach na prezydenta, który - według wszystkich badań opinii publicznej - nie miał żadnych szans na relekcje?

Zwolennicy teorii smoleńskiego zamachu najczęściej oskarżają o przeprowadzenie tego zamachu Federację Rosyjską i jej włodarza - Władimira Putina. A więc zastanówmy się nad ewentualnymi motywami ówczesnego premiera Federacji Rosyjskiej Władimira Putina. W mojej ocenie nie miał on żadnego interesu w zlikwidowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego zresztą bardzo często lekceważył, a w ostatnich miesiącach poprzedzających katastrofę smoleńską - wręcz ignorował. Niektórzy twierdzą, że Władimir Putin mógł pragnąć zemścić się na prezydencie Lechu Kaczyńskim za wsparcie, którego polska głowa państwa udzieliła prezydentowi Gruzji w okresie wojny rosyjsko-gruzińskiej w sierpniu 2008 roku. Jednak osobiście motyw ten wykluczam. Albowiem obecność w Tbilisi Lecha Kaczyńskiego (a także pozostałych prezydentów, w tym Wiktora Juszczenki), miała wymiar wyłącznie symboliczny. Przecież ani ówczesny prezydent RP, ani Polska nie posiadała instrumentów, ani żadnych możliwości, by wymóc na Federacji Rosyjskiej zaprzestanie inwazji na Gruzję. Owa inwazja została zastopowana dopiero w wyniku mediacji ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkoziego. Sarkozy reprezentował w owym okresie nie tylko Francję, ale również Unię Europejską, gdyż w tamtym czasie Francja sprawowała unijną prezydencję. Prezydent Francji, jako mediator, wynegocjował przecież wstrzymanie ognia pomiędzy stronami tego konfliktu. Następnie przekazał Micheilowi Saakaszwiliemu żądania rosyjskie i namówił (czy też wymógł) na prezydencie Gruzji, by ten rosyjskie roszczenia zaakceptował.

Pogodzenie się Saakaszwiliego z utratą dwóch gruzińskich prowincji zakończyło konflikt rosyjsko-gruziński. Obecność Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi na wiecu poparcia dla Saakaszwiliego, miała wymiar wyłącznie symboliczny. Zaś osobiste zaangażowanie i mediacja prezydenta Francji Nicolasa Sarkoziego doprowadziły do zakończenia tego konfliktu, przynajmniej w jego zbrojnym wymiarze. Tak więc, jeśli Władimir Putin miałby mieć pretensje do kogoś o przedwczesne zakończenie rosyjskiej ofensywy militarnej, to musiałby on swe niezadowolenie kierować do Sarkoziego. Jeśli Władimir Putin chciałby się na kimś zemścić za zawiedzione ambicje w związku z zastopowaną militarną agresję na Gruzję, to musiałby on zemścić się na Nicolasie Sarkozim, który bezpośrednio i personalnie wpłynął na zaniechanie rosyjskiego zajęcia stolicy Gruzji. A przecież, pomimo przegranych wyborów prezydenckich we Francji w maju 2012 roku, Nicolas Sarkozy - aktualny prawnik paryski - żyje i (podobno) ma się całkiem dobrze!

Można także spotkać się czasem z sugestią, iż Władimir Putin zabił Lecha Kaczyńskiego, ponieważ ten wchodził mu w drogę w rosyjskiej strefie wpływów - w tzw. Wspólnocie Niepodległych Państw. Jednak ta teoria również nie ma prawa bytu. Warto przypomnieć, iż jeszcze przed katastrofą smoleńską, Wiktor Juszczenko przegrał prezydenckie wybory na Ukrainie. Zaś Wiktor Janukowicz, polityk bardziej przychylny Federacji Rosyjskiej, objął urząd prezydenta Ukrainy. Wyborcza klęska Juszczenki zapowiadała początek końca polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego. Proamerykańska polityka Lecha Kaczyńskiego również zawaliła się w wyniku wyboru na prezydenta USA Baraka Obamy, który wycofał się z projektu budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i w innych państwach Europy Środkowej. Ta decyzja – być może - najbardziej ucieszyła już wtedy prezydenta Rosji Władimira Putina. Albowiem nie antyrosyjska Gruzja czy Ukraina, czy też polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego, ale amerykański projekt tarczy antyrakietowej był największym utrapieniem rosyjskiego włodarza, który widział w tym przedsięwzięciu zagrożenie dla geopolitycznej i militarnej pozycji Rosji na świecie.

Krótko mówiąc, Władimir Putin dostał wszystko, co chciał. Dlaczego miałby on organizować więc zamach na prezydenckiego Tupolewa, ryzykując w ten sposób wybuchem trzeciej wojny światowej? Przecież Polska należy do militarnego paktu północnoatlantyckiego - NATO. Przeprowadzenie zamachu na polski samolot prezydencki oznaczałoby wypowiedzenie wojny Polsce, czyli – de facto - wypowiedzenie wojny militarnemu sojuszowi NATO. Czy Władimir Putin byłby na tyle niemądry, by ryzykować wywołaniem takiego konfliktu tylko po to, by zrobić sobie przyjemność i zemścić się na Lechu Kaczyńskim, którego przecież lekceważył?

Jednak zakładając, że Władimir Putin ów zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego chciał przeprowadzić to pojawia się kolejne pytanie. Dlaczego miałby on to zrobić na terytorium Federacji Rosyjskiej, ryzykując tym samym podejrzenia ze wszystkich stron: ze strony Polski (to jasne), ale również ze strony amerykańskiej i Unii Europejskiej? Nie byłoby to zbyt rozsądne ze strony Władimira Putina, który przecież mógł spokojnie wybrać bardziej dla siebie bezpieczne (i nie wzbudzające żadnych podejrzeń) miejsce, by przeprowadzić zamach na Lecha Kaczyńskiego. Mógł on przecież użyć rosyjskich służb specjalnych i zlikwidować Lecha Kaczyńskiego w Polsce, czy też podczas jakiejś prezydenckiej wizyty w kraju Unii Europejskiej lub w Stanach Zjednoczonych? Czy nie byłoby to ze strony Władimira Putina rozsądniejsze, bardziej bezpieczne, a - nade wszystko - nie budzące żadnych podejrzeń?

Zakładając, iż Władimir Putin czy rosyjskie służby specjalne chcieli zlikwidować polskiego prezydenta, czy nie byłoby dla nich wygodniejsze posłużenie się jakąś bardziej subtelną metodą, niż lotniczy crash? Spowodowanie zawału serca na przykład, przedawkowanie jakiś leków czy choćby jakaś trucizna. Oto metody, które są o wiele mniej widoczne i trudniejsze do wykrycia, niż odkrycie przyczyn lotniczego crashu. Przecież rosyjskie służby specjalne w przeszłości wielokrotnie używały takich metod, z dobrym dla siebie rezultatem.

Warto również dodać, iż kiedy do katastrofy smoleńskiej doszło, to na miejscu było już wówczas wielu dziennikarzy, którzy na smoleńskim lotnisku lądowali wcześniej. Przybyli oni tego dnia do Rosji, by relacjonować uroczystości upamiętniające siedemdziesiątą rocznicę zbrodni katyńskiej. Co naturalne, dziennikarze byli wyposażeni w sprzęt rejestrujący obraz i dźwięk. Zakładając, iż doszło do zamachu w Smoleńsku tego dnia, czy naprawdę żaden dziennikarz niczego by nie widział, niczego by nie słyszał i niczego by nie nagrał? W dobie technologii cyfrowej nagrywanie z ukrycia jest przecież rzeczą banalnie prostą. Czy rosyjskie służby specjalne mogłyby całkowicie zapanować nad rejestracją dźwięku i obrazu na miejscu katastrofy, zarówno przed, jak i po tych wydarzeniach? Czy profesjonalne służby specjalne zdecydowałyby się na zorganizowanie zamachu na samolot należący do głowy obcego państwa na swoim terytorium, w obecności dziesiątek dziennikarzy? Moim zdaniem to wykluczone, absolutnie wykluczone !

By uniknąć odpowiedzialności, jak również trzeciej wojny światowej, na zorganizowanie zamachu na polski samolot prezydencki Władimir Putin musiałby posiadać zgodę, a przynajmniej zapewnienie o milczeniu ze strony wszystkich państw Unii Europejskiej, europejskich instytucji, NATO i Stanów Zjednoczonych. Czy coś takiego byłoby do osiągnięcia? Oczywiście, że nie! To po prostu nierealne! Niewykonalne! Niemożliwe!

Na dzień dzisiejszy nie posiadam żadnych informacji, które mogłyby spowodować, iż byłbym w stanie ustalić motyw - domniemanego przez jego wyznawców - zamachu smoleńskiego. Brak motywu przekonuje mnie o wiele bardziej, niż wszystkie naukowe demonstracje związane z analizą katastrof lotniczych razem wzięte, co do których nie posiadam dostatecznych instrumentów, by dokonywać ich analizy. Nie potrafię znaleźć żadnego motywu, nie potrafię sobie wyobrazić żadnych okoliczności, które mogłyby uzasadnić i uwiarygodnić teorię o smoleńskim zamachu. Jednak zawsze jestem otwarty na merytoryczną dyskusję. Jeśli ktoś jest w stanie przedstawić mi jakieś konkretne dowody na to, iż ów motyw istniał, a owe okoliczności były możliwe, to jestem otwarty. Chętnie zapoznam się z logicznymi argumentami, popartymi rzetelnymi dowodami. Jednak zanim to się stanie, nie uwierzę w smoleński zamach, tezę, którą w tym momencie absolutnie wykluczam. Dlaczego? Albowiem mój tok rozumowania jest następujący: bez motywu nie ma zbrodni. Bez możliwości i sprzyjających okoliczności nie da się przeprowadzić zamachu. Skoro nie potrafię znaleźć żadnego motywu, który ów zamach mógłby uzasadnić to zakładam, że go nie było. Skoro nie wyobrażam sobie, jak można by w określonej sytuacji zamach przeprowadzić, to zakładam, że go nie było. Jeśli nie znajduję żadnych rzetelnych i obiektywnych dowodów na postawioną hipotezę to zakładam, iż ta hipoteza jest nieprawdziwa. Oto mój tok myślenia, którym się kieruję. Jednak, jeśli się mylę, to proszę to wykazać!   

Szanowni Czytelnicy, zapraszam Was do zapoznania się z moimi poprzednimi artykułami, poświęconymi omawianym w tym tekście zagadnieniom, zatytułowanymi: „O katastrofie smoleńskiej”  oraz „O katastrofie smoleńskiej raz jeszcze”. Znajdą je Państwo pod poniższymi linkami:

 

http://www.zbigniewstefanik.salon24.pl/485167,o-katastrofie-smolenskiej 

http://www.zbigniewstefanik.salon24.pl/537298,o-katastrofie-smolenskiej-raz–jeszcze 

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka