zbigniewstefanik zbigniewstefanik
942
BLOG

Kto wierzy Rosji Putina jego strata. O deeskalacji na Ukrainie

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 6

Oto główne postanowienia czterostronnego porozumienia zawartego w Genewie, pomiędzy szefami dyplomacji USA, Rosji, Unii Europejskiej i Ukrainy: wszystkie nielegalnie uzbrojone grupy muszą zostać rozbrojone; wszystkie nielegalnie zajęte gmachy muszą zostać opuszczone i zwrócone ich prawowitym właścicielom; wszystkie nielegalnie okupowane ulice, place i miejsca publiczne w miastach ukraińskich także muszą zostać opuszczone; wszystkie strony ukraińskiego konfliktu muszą również powstrzymać się od wszelkiej przemocy, zastraszania i prowokacyjnych działań.

Czy mamy do czynienia z deeskalacją konfliktu na Ukrainie?

Trudno odnieść takie wrażenie.

Czy mamy do czynienia z początkiem końca ukraińskiego kryzysu?

Absolutnie nie.

Wyżej wymienione czterostronne porozumienie w Genewie nie rozwiąże bowiem ukraińskich problemów, a - być może - znacząco je pogłębi, albowiem trudno nie zauważyć, iż owe porozumienie jest niezwykle korzystne dla Rosji Putina, a niezwykle niepomyślne dla władz w Kijowie.

Genewskie porozumienie tak naprawdę do niczego nie zobowiązuje Rosji. Jest tam co prawda mowa o powstrzymaniu się od przemocy, rozbrojeniu nielegalnie uzbrojonych grup i oddaniu nielegalnie zajętych gmachów, jednak - z formalnego punktu widzenia - to porozumienie Rosji w ogóle nie dotyczy. Przecież Rosja nigdy nie przyznała się do brania udziału w ukraińskim kryzysie. Władimir Putin i Siergiej Ławrow przez cały czas podtrzymują, że we wschodniej i południowej Ukrainie nie ma żadnych rosyjskich formacji militarnych. Rosja Putina nie przyznaje się do wspierania separatyzmu i separatystów na Ukrainie. Krótko mówiąc: Rosja nie przyznaje się do „zielonych ludzików”. Dlatego też, skoro Rosja nie uczestniczy w tym konflikcie, to nie musi wycofywać swoich oddziałów specjalnych z Ukrainy; oddziałów, których przecież - zdaniem Rosji - na Ukrainie nie ma. Rosja Putina nie musi powstrzymywać się od przemocy na Ukrainie, bo przecież jej przedstawiciele głoszą, iż w tym konflikcie ich kraj nie bierze udziału, ani nie wspiera żadnej ze stron.

Władze w Kijowie znajdują się w skrajnie gorszym położeniu po tym porozumieniu, niż przed jego podpisaniem. Albowiem owa czterostronna umowa wiąże ręce Kijowa w walce z ukraińskim separatyzmem. Andrij Deszczyca zobowiązał w Genewie swój kraj do wyzbycia się przemocy. To bardzo utrudni przeprowadzenie ukraińskiej operacji antyterrorystycznej i przeciwdziałanie w przyszłości akcjom dywersyjnym rosyjskich służb specjalnych na Ukrainie.

Warto również wspomnieć o tym, co się w owym porozumieniu nie znalazło. Genewska czterostronna umowa nie dotyczy separatyzmu na Ukrainie. Wobec tendencji separatystycznych to porozumienie nie przewiduje żadnych postanowień, co można uznać za wielkie zwycięstwo Rosji Putina. Umowa genewska oficjalnie i otwarcie nie potępia ukraińskiego separatyzmu. A więc Rosja będzie mogła nadal ów separatyzm wspierać logistycznie (bądź wręcz go organizować), twierdząc, że nie udziela żadnego wsparcia separatystom i że żadne rosyjskie wojska nie biorą udziału w ukraińskim kryzysie. Zaś Kijów będzie musiał stawić czoła podwójnie skomplikowanej sytuacji.

Po pierwsze, przy walce z separatystami i „zielonym ludzikiem” władze ukraińskie będą musiały postępować ostrożnie i nie gwałtownie, ponieważ do tego się zobowiązały w Genewie, wyrzekając się stosowania przemocy.

Po drugie, Kijów będzie musiał prowadzić bardzo intensywną, rzeczową i fachową kampanię informacyjną przeznaczoną dla międzynarodowej opinii publicznej, za każdym razem, kiedy to rosyjskie wojska na Ukrainie będą dopuszczały się jakiś prowokacji. Kiedy Rosja Putina będzie nadal usiłowała zdestabilizować Ukrainę, to Kijów będzie musiał zachodniemu światu to jednoznacznie udowodnić, przedstawić niezbite dowody. Albowiem świat zachodni (a w szczególności Unia Europejska) jest nadal przekonany, że można pokojowo rozwiązać kryzys ukraiński, poprzez doprowadzenie do deeskalacji napięć. A więc przedstawiciele świata zachodniego będą reagowali bardzo negatywnie w sytuacji, kiedy okaże sie, że postanowienia porozumienia genewskiego nie są dotrzymywane.

Można więc spodziewać się kontynuacji destabilizacji Ukrainy przez Rosję Putina i „zielonego ludzika”. Aby nadal móc korzystać z poparcia świata zachodniego władze w Kijowie będą musiały udowodnić, że to Rosja, a nie Kijów łamie postanowienia przyjęte w Genewie i że to Rosja, a nie Kijów odpowiada bezpośrednio za akty przemocy na terytorium wschodniej i południowej Ukrainy. Będzie to jednak niezwykle trudne, albowiem - zawierając porozumienie genewskie -  Rosja stawia się w roli tego „dobrego”.

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow uznaje konieczność doprowadzenia do deeskalacji konfliktu na Ukrainie i oficjalnie opowiada się za pokojowymi rozwiązaniami kryzysu ukraińskiego. Oskarżenia o uczestniczenie jego kraju w tym kryzysie oraz o wspieranie, bądź organizowanie separatyzmu na Ukrainie, rosyjski minister spraw zagranicznych stanowczo odrzuca i nawołuje do niestosowania przemocy. Z rosyjskiego punktu widzenia porozumienie genewskie stało się silnym atutem w wojnie propagandowej i dezinformacyjnej, którą prowadzi Moskwa ze światem zachodnim od początku ukraińskiego kryzysu. Rosja chce przekonać międzynarodową opinię publiczną, czyli obywateli krajów świata zachodniego, że to nie Rosja, ale ukraińscy ekstremiści (wspierani przez zachodnich przywódców) sieją niepokój na Ukrainie i stopniowo doprowadzają stosunki Wschód - Zachód do stanu zimnowojennego.

W kontekście ukraińskiego konfliktu Rosja mówi o pokoju, demokracji, federalizacji i prawie do samostanowienia wszystkich narodów. A Zachód mówi o zwiększeniu obecności sił NATO w Europie Środkowej i Wschodniej, a dodatkowo chce, aby NATO znajdowało się na granicy z Rosją. Świat zachodni mówi o jakiś dywersantach i terrorystach, a przecież to tylko spontaniczne grupy ludzi „pragnące do Rosji”, a nie żadni terroryści - tak właśnie brzmi propagandowy przekaz rosyjski od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Krym. Genewskie porozumienie umożliwią Rosji Putina pokazanie zachodniej opinii publicznej swojej koncyliacyjnej twarzy i dowiedzenie swojego przywiązania do pokojowych rozwiązań. W taki oto sposób czterostronna umowa genewska przysłużyła się propagandowemu przekazowi Kremla i Moskwy, który ma ustawić Rosję Putina w roli tego, którego oskarża się bezpodstawnie i tego, który w kryzysie ukraińskim jest tym „dobrym”. Rosja dąży do tego, aby społeczeństwa świata zachodniego coraz mniej popierały, a w perspektywie długoterminowej sprzeciwiały się udzielaniu przez zachodnich przywódców wsparcia Kijowowi i ukraińskim władzom. I dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, iż podpisanie przez Rosję Putina (z rosyjskiego punktu widzenia niezobowiązującego) czterostronnego porozumienia genewskiego było jedynie elementem wojny propagandowej i dezinformacyjnej, mającej doprowadzić do odwrócenia się od Kijowa zachodniej opinii międzynarodowej.

Porozumienie genewskie absolutnie nie zmienia sytuacji panującej na Ukrainie i w żaden sposób nie przysłuży się ani deeskalacji, ani rozwiązaniu ukraińskiego kryzysu. Za to owe porozumienie stanowczo wzmacnia Rosję w marszu po przejęcie kontroli nad wschodem i południem Ukrainy, a później nad całą Ukrainą. Postanowienia konferencji w Genewie absolutnie do niczego nie zobowiązują Rosji Putina i nie utrudniają dywersyjnej pracy „zielonemu ludzikowi” na Ukrainie.

Świat zachodni nadal naiwnie wierzy, że może za pomocą porozumień z Rosją Putina doprowadzić do zażegnania ukraińskiego konfliktu. Wielki błąd. Kto wierzy Rosji Putina -  jego strata. Zderzenie z rzeczywistością, w której to Władimir Putin tworzy i kontroluje wydarzenia, może okazać się dla naiwnych i łatwowiernych bardzo nieprzyjemne i bolesne.

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka