17 lipca bieżącego roku świat przeżył kolejny „czarny czwartek”. Tego dnia doszło bowiem do straszliwej zbrodni!
Boeing 777 linii lotniczych Malaysia Airlines został zestrzelony przez prorosyjskich rebeliantów w rejonie Doniecka, kilkadziesiąt kilometrów od rosyjsko-ukraińskiej granicy.
Prorosyjscy rebelianci przejęli czarne skrzynki samolotu MH17. Dodatkowo, ci sami rebelianci robią wszystko, co w ich mocy, żeby zatrzeć ślady świadczące o dokonanej przez nich zbrodni - zniszczyć dowody i uniemożliwić międzynarodowe śledztwo. Szczątki zestrzelonego samolotu nie są prawidłowo zabezpieczane, a można nawet poddać pod wątpliwość jakiekolwiek zabezpieczenie tych szczątków. Poszczególne elementy samolotu (jak również rzeczy należące do pasażerów lotu MH17) są rozkradane. Z relacji tych, którzy byli na miejscu tej katastrofy wynika, że każdy może sobie tak po prostu „zabrać na pamiątkę“ element wraku czy jakąś rzecz, która pozostała po ofiarach tej niesamowitej zbrodni.
Trudno więc sobie wyobrazić, aby eksperci międzynarodowi mogli w fachowy sposób prowadzić pracę tam, gdzie doszło do tej zbrodni. Czy bez oględzin wszystkich dowodów, czy bez pracy w odpowiednich warunkach, czy bez możliwości podjęcia nieograniczanych i niczym nie skrępowanych czynności będzie można mówić o rzetelnym i wiarygodnym śledztwie?
Miejsce, gdzie leży wrak maszyny MH17 jest pod całkowitą kontrolą prorosyjskich rebeliantów - to fakt. Ale czy tylko oni sprawują kontrolę nad tym miejscem? Nie, rzeczywistą kontrolę nad miejscem katastrofy sprawuje mocodawca rosyjskich rebeliantów, czyli prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. Co prawda pretendujący do tytułu cara zapowiedział, że poprze inicjatywę międzynarodowego śledztwa (a nawet sam nawoływał do jego przeprowadzenia), jednak w tym momencie rosyjski prezydent de facto niczego konkretnego nie robi, aby do rzetelnego i międzynarodowego śledztwa doszło; śledztwa, które ponoć sam popiera.
Europejskie Agencje Prasowe poinformowały, że przywódcy Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji rozmawiali telefonicznie z Władimirem Putinem i ponoć zażądali od niego, aby ten wpłynął na rosyjskich rebeliantów i sprawił, żeby dłużej nie przeszkadzali w przeprowadzeniu czynności śledczych. Czy Putin zareagował na apele płynące ze strony Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec? No cóż ... Rosyjski prezydent powtórzył, że popiera międzynarodowe śledztwo w tej sprawie i że nikt nie powinien w tym dochodzeniu przeszkadzać. Władimir Władimirowicz dodał, że ci, którzy odpowiadają za tę zbrodnię powinni być pociągnięci do odpowiedzialności, zarówno przed społeczeństwem swojego kraju, jak również przez społeczeństwami, do których należały ofiary zestrzelonego Boeinga.
Czyżby Władimir Putin miał zamiar oddać się w ręce międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości i, na przykład, stanąć przed Trybunałem w Hadze? W tym momencie nic na to nie wskazuje. Można jednak odnieść wrażenie, że Władimir Putin staje się coraz mniej kreatywny w kłamstwach, które serwuje międzynarodowej opinii publicznej. Od momentu zestrzelenia przez rosyjskich rebeliantów lotu MH17, rosyjski prezydent sprawia wrażenie, jakby już nie wiedział co wymyślić, aby uzasadnić działalność rebeliantów na Ukrainie. Rebeliantów, w przypadku których przecież nikt (albo prawie nikt) nie ma wątpliwości, że działają z inspiracji i na polecenie Kremla. Najwyraźniej Władimir Putin już całkowicie zaplątał się w swoich kłamstwach i sprawia wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi. Na przykład, po wypadku Boeinga 777 rosyjski prezydent stwierdził, że za lotniczą katastrofę odpowiada to państwo, na którego terytorium do tej katastrofy doszło. Czy należy więc przez to rozumieć, że Władimir Putin przyznaje, iż za katastrofę smoleńską ponosi winę strona rosyjska?
Zarówno bierność państw zachodnioeuropejskich, jak również instytucji Unii Europejskiej, która nadal stosowana jest wobec Kremla może dziwić, być może wręcz szokować. Nie ma przecież żadnych wątpliwości co do tego, kto dokonał tę zbrodnię. Wiadomo przecież, że samolot MH17 został zestrzelony przez prorosyjskich rebeliantów. Wiadomo przecież, że tych rebeliantów nie tylko wspiera, ale również zbroi Kreml. A więc wina Kremla jest w tej sprawie bezdyskusyjna. Jednak państwa Europy Zachodniej (a w szczególności Niemcy i Francja) sprawiają wrażenie, jakby nie chciały... uwzględnić tego faktu. Kanclerz Niemiec Angela Merkel mówi o kolejnej eskalacji konfliktu na Ukrainie. Prezydent Francji François Hollande nawołuje do wstrzemięźliwości w ferowaniu wyroków, co do tego, kto jest odpowiedzialny za tę tragedię. Zachodnioeuropejscy przywódcy nie potrafią nazwać rzeczy po imieniu, nie potrafią wypowiedzieć tych kilku słów prawdy. A owe słowa prawdy brzmią następująco: za tragedię, która co prawda wydarzyła się na Ukrainie, ale jednak na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich rebeliantów, politycznie odpowiada Kreml, a personalnie - Władimir Putin. Przywódcy państw zachodnioeuropejskich (a w szczególności Niemiec i Francji) nadal nie potrafią nazwać po imieniu tego, co dzieje się we wschodniej Ukrainie. Przecież na Ukrainie nie mamy do czynienia z żadną wojną domową, tylko - po prostu - z zewnętrzną agresją dokonaną na ten kraj przez jego sąsiada. Federacja Rosyjska dokonała otwartej agresji na Ukrainę. Z kolei rosyjskie siły specjalne prowadzą na Ukrainie działania militarne i dywersyjne. Tak więc w tzw. konflikcie ukraińskim mamy agresora i napadniętego. Agresorem jest Rosja, a napadniętym jest Ukraina.
Jednak te fakty, jakby to ująć... mają pewne problemy z przebiciem się do zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Dlaczego? Albowiem polityczne elity w zachodniej Europie (a w szczególności w Niemczech i we Francji) od dłuższego czasu robią bardzo wiele, aby minimalizować to, co aktualnie dzieje się na Ukrainie. Robią to po to, aby Władimir Putin i Federacja Rosyjska nie byli zbyt negatywnie postrzegani przez zachodnioeuropejską opinię publiczną.
Po zestrzeleniu Boeinga 777 zachodnioeuropejskie media nieco zaostrzyły ton swoich wypowiedzi o Rosji Putina. Jednak zdecydowana większość polityków zachodnioeuropejskich nadal postępuje tak, jakby nie chciała drażnić rosyjskiego niedźwiedzia. To może szokować, zwłaszcza w kontekście faktu, iż w katastrofie lotu MH17 zginęło ponad 200 obywateli Unii Europejskiej. To powinno do czegoś zobowiązywać Unię Europejską, jej instytucje i jej państwa członkowskie. Czy się mylę?
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w tym momencie Unia Europejska sprawia wrażenie, jakby miała - ze swojego punktu widzenia - „ważniejsze sprawy na głowie”, a mianowicie: jak sprawić, aby parytety w unijnych instytucjach były zachowane w nowym powyborczym rozdaniu...
Skoro niektórych zachodnioeuropejskich przywódców nie stać na nazwanie rzeczy po imieniu to zwyczajny zjadacz chleba, przeciętny obywatel i skromny publicysta, zrobi to za nich.
Nie jakiś wewnętrzny konflikt czy wojna domowa, ale rosyjska agresja - właśnie z tym mamy do czynienia na Ukrainie. Nie jacyś separatyści, tylko żołnierze rosyjskiego Specnazu, agenci GRU, najemnicy, margines społeczny i element kryminalny - właśnie z tym mamy do czynienia we wschodniej Ukrainie. Za zbrodnie dokonaną przez rebeliantów na usługach Kremla odpowiada tenże Kreml i sam Władimir Putin. To Kreml i to Władimir Putin rozpętali wojnę na Ukrainie. To Kreml i to Władimir Putin stworzyli tzw. separatystów. To Kreml i to Władimir Putin wysłali żołnierzy Specnazu oraz agentów GRU na Ukrainę. To Kreml i to Władimir Putin uzbroili tych rebeliantów. To Rosja dała tym rebeliantom uzbrojenie, które umożliwiło zestrzelenie lotu MH17. A więc to Federacja Rosyjska, to Kreml, to rosyjski prezydent odpowiadają za tę tragedię. To Kreml i Władimir Putin są odpowiedzialni za tę zbrodnię.
Dlatego też należy powiedzieć otwarcie: „nie szanowny” Kremlu, podpułkowniku Władimirze Władimirowiczu Putin - to wy jesteście odpowiedzialni za tę zbrodnię. „Nie szanowny” Kremlu, podpułkowniku Władimirze Władimirowiczu Putin - to wy ich zabiliście! Tak „towarzyszu” prezydencie, to wy ich zabiliście!
Ktoś być może zapyta: no ale co Unia Europejska, no ale co Zachód mógłby zrobić, aby powstrzymać Władimira Putina i jego imperialne zapędy? W mojej opinii Unia Europejska, jej państwa członkowskie i szeroko rozumiany Zachód może zrobić bardzo wiele, aby zastopować rosyjskiego prezydenta! Można wykluczyć Rosję z Rady Europy. Fakt, iż Rosja nadal pozostaje członkiem tej organizacji jest czymś - najdelikatniej to ujmując - kontrowersyjnym. Przecież Rosja Putina drwi sobie z wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zaś rosyjskie państwo, od kiedy jest członkiem Rady Europy, zdążyło już pogwałcić wszystkie paragrafy, akapity i zapisy Europejskiej Karty Praw Człowieka. Jednak pomimo tego Rosja pozostaje nadal członkiem Rady Europy. To ciekawe, a nawet bardzo... Czy się mylę?
Państwa zachodnie mogłyby zablokować konta i środki rosyjskich oligarchów znajdujące się na Zachodzie. Ciekawe jak wyglądałoby poparcie tych oligarchów dla Władimira Putina w sytuacji, w której by doszło do takiej sytuacji?
Państwa zachodnie mogłyby wywrzeć odpowiednie naciski na międzynarodową organizację piłkarską FIFA, aby odebrała Rosji organizacji futbolowych mistrzostw świata w 2018 roku.
Państwa zachodnie mogłyby nie sprzedawać nowoczesnych technologii Rosji Putina, a francuskie Mistrale mogłyby nigdy nie trafić do rosyjskich arsenałów.
Jednak zdaje się, iż na tę chwilę żadna z wyżej wymienionych opcji nie jest na poważnie brana pod uwagę. Dlaczego? Ponieważ państwa zachodnioeuropejskie (z Niemcami i Francją na czele) boją się, że być może stracą kilka euro. A więc, żeby temu zapobiec, niektórzy przywódcy europejscy wolą udawać, że nic nie wiedzą, że nic nie słyszą i że nic nie widzą. Być może sytuacja na Ukrainie jakoś sama się rozwiąże? Być może Putinowi wystarczy wschodnia Ukraina? Być może za jakiś czas Putin się trochę uspokoi? A wtedy będzie można nadal robić z Rosją interesy i wszystko wróci do normy. Nie będzie trzeba budować nowych strategii energetycznych i szukać nowych dostawców surowców. Być może wszystko jakoś samo się ułoży i będzie można spokojnie wygrać kolejne wybory, koncentrując się na sprawach polityki wewnętrznej i używając proeuropejskiej retoryki wypełnionej pięknymi sloganami o demokracji i prawach człowieka. Można odnieść wrażenie, że właśnie taki tok rozumowania przyjmują ci zachodnioeuropejscy politycy, którzy prowadzą koncyliacyjną politykę wobec Kremla i Rosji Putina. A warto zauważyć, iż od dłuższego czasu prowadzą oni ową politykę nie zważając (jak może się zdawać) na to, co się już wydarzyło, co się dzieje i co się może jeszcze wydarzyć!
Historia się powtarza. Albowiem w latach 30. ubiegłego wieku, dla zachowania statusu quo i świętego spokoju, przywódcy Francji i Wielkiej Brytanii woleli nie rozumieć kim jest Hitler i do czego dąży. Ci sami przywódcy woleli wówczas nie zauważać, co robi Hitler i nie rozumieć, do czego doprowadzą poczynania Hitlera. Dlaczego w tamtych czasach ci przywódcy prowadzili politykę koncyliacyjną wobec Niemiec Hitlera? Dla zachowania pokoju czy raczej dla zachowania świętego spokoju? Dzisiaj zachodzi podobna sytuacja.
Niegdyś Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk i Polaków. Dzisiaj Niemcy i Francja (i nie tylko oni) nie chcą stracić choćby jednego euro za Donieck i Ukraińców.
Historia się powtarza. Albowiem trudno nie odnieść wrażenia, że podobnie, jak w przeszłości przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji rzekomo nie rozumieli do czego dąży Hitler, tak obecnie przywódcy państw zachodniej Europy sprawiają wrażenie, jakby nie rozumieli, do czego dąży Władimir Putin. Trudno nie zauważyć, że zarówno państwa zachodnioeuropejskie, jak również instytucje Unii Europejskiej od dłuższego czasu, bez przerwy, nie oglądając się na okoliczności i łatwe do przewidzenia skutki takiej strategii, robią „łaskę” Federacji Rosyjskiej, Kremlowi i samemu Władimirowi Putinowi!