Do 23 maja i ani jednego dnia dłużej - do tego momentu ma nastąpić przełom w sporze o polski Trybunał Konstytucyjny. Tego oczekuje Komisja Europejska. W przeciwnym razie wyżej wymieniona instytucja unijna wyda negatywną opinię o Polsce i nią rządzących. Wówczas Rzeczpospolita będzie mogła spodziewać się wdrożenia przeciwko niej procedury tzw. nadzoru praworządności; nadzoru, który będzie prowadzony w Rzeczpospolitej przez Komisję Europejską (w tym przez Fransa Timmermansa) i jej urzędników...
Utracona szansa - oto sformułowanie najdobitniej charakteryzujące stan rzeczy, w którym znajdują się wszystkie strony biorące udział w sporze o polski Trybunał Konstytucyjny; wszyscy, z Komisją Europejską włącznie.
Kryzys konstytucyjny w Polsce trwa w najlepsze, ponieważ wszystkie podmioty, które odpowiadają w Rzeczpospolitej za ten konflikt, doprowadziły do sytuacji, w której debata o polskim Trybunale Konstytucyjnym znalazła się w martwym punkcie. Obecnie, jak mogłoby się zdawać, polski kryzys konstytucyjny z dnia na dzień staje się coraz trudniejszy do rozwiązania, ponieważ wszyscy ci, którzy rzekomo próbują go rozwiązać, wszystkie te podmioty (z Komisją Europejską włącznie, a być może wręcz z nią na czele), które apelują o jego rozwiązanie, swoimi poczynaniami powodują wyłącznie pogłębienie tego kryzysu.
Utracona przez rodzimych polityków szansa na polsko-polskie rozwiązanie kryzysu konstytucyjnego w naszym kraju. Utracona przez instytucje Unii Europejskiej (w tym Parlament Europejski i Komisję Europejską) szansa na zachowanie bezstronności i na prowadzenie skutecznej mediacji pomiędzy skłóconymi stronami w konflikcie o Trybunał w Polsce. Utracona szansa na skuteczne i efektywne rozwiązanie problemów prawnych w kwestii konstytucyjnego organu sądowniczego; problemów stworzonych niegdyś przez ówczesną koalicję rządzącą PO-PSL i kłopotów później (i być może nadal) potęgowanych przez obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego.
Ryzykowna strategia polskich polityków, którzy sprawili, że polsko-polski spór o Trybunał Konstytucyjny stał się elementem europejskiej debaty i „problemem”, który zamierza rozwiązać Komisja Europejska na swój sposób i po swojemu. Ryzykowna strategia Komisji Europejskiej, która, próbując narzucić polskiemu rządowi swoją zwierzchność, swoją wolę i swoją metodę na rozwiązanie polskiego kryzysu konstytucyjnego, rzuca na szalę własną wiarygodność i podejmuje polityczną grę va banque; grę, która może spowodować daleko idące negatywne konsekwencje dla Komisji Europejskiej w razie jej przegranej w tej próbie sił z polskim rządem; próbie sił, którą to Komisja Europejska zainicjowała. W tym momencie w sporze o polski Trybunał Konstytucyjny, sporze, który coraz bardziej staje się elementem debaty europejskiej, nie ma żadnych beneficjentów, żadnych zwycięzców, żadnych wygranych. Czy niekończący się konflikt o polski konstytucyjny organ sądowniczy generuje samych przegranych? Wiele na to wskazuje, że tak.
Komisja Europejska zdecydowała się usztywnić swoje stanowisko wobec polskiego kryzysu konstytucyjnego. Ta europejska instytucja wielokrotnie deklarowała chęć pomocy w zażegnaniu tego sporu. Jednak warto zauważyć, że dyskurs przedstawicieli Komisji Europejskiej, dyskurs, którego główną twarzą stał się vice-przewodniczący tej instytucji Frans Timmermans, prowadziła w ostatnich miesiącach do pogorszenia, a nie do polepszenia atmosfery w toczącej się w Polsce dyspucie o Trybunał. Wszak w kwestii polskiego Trybunału Konstytucyjnego vice-przewodniczący KE de facto przyjął za swoją narrację politycznej opozycji wobec aktualnie Polską rządzących. Można odnieść wrażenie, że politycy unijni i zdecydowana większość najwyższych urzędników unijnych instytucji przyjęła argumentację wyłącznie jednej strony sporu o Trybunał. Argumentacja drugiej strony tego konfliktu nie spotkała się zaś z zainteresowaniem instytucji Unii Europejskiej, jej polityków i urzędników. W taki oto sposób Komisja Europejska, jej komisarze i jej urzędnicy, sami odebrali sobie status mediatora i stali się de facto stroną w tym sporze; stroną, która nie tylko wzmocniła w tym konflikcie polityczną opozycję wobec aktualnie rządzących, ale dodatkowo dodała politycznego paliwa szeroko pojętemu antyPiS-owskiemu obozowi politycznemu.
W polskim kryzysie konstytucyjnym Komisja Europejska podjęła bardzo ryzykowną dla siebie grę. Najpierw (niemal otwarcie) wsparła polityczny obóz antyPiS-owski i jego głównych przedstawicieli, a później wystosowała do obozu politycznego Jarosława Kaczyńskiego żądanie rychłego zażegnania kryzysu konstytucyjnego w Polsce, pod groźbą negatywnej opinii, procedury nadzoru praworządności, a być może nawet sankcji wobec naszego kraju. Komisja Europejska stworzyła więc sytuację, w której dąży do konfrontacji z polskim rządem; stworzyła ona sytuację, w której owa konfrontacja może jej zaszkodzić i uczynić z tej instytucji jednego z największych przegranych toczącego się sporu o polski Trybunał Konstytucyjny. Albowiem Komisja Europejska, inicjując próbę sił z polskim rządem, zaryzykowała swoją wiarygodność. Jeśli więc aktualnie rządzący Polską, mówiąc kolokwialnie, nie przestraszą się ultimatum Komisji Europejskiej, jeśli ta europejska instytucja nie będzie w stanie przekonać, skłonić, czy zmusić polskiego rządu do wykonania swojego polecenia, swojego żądania w odniesieniu do polskiego Trybunału Konstytucyjnego, to zrodzi się wówczas pytanie, czy Komisja Europejska i jej przedstawiciele w ogóle coś mogą? Mówiąc wprost, zrodzi się wówczas pytanie, czy Komisja Europejska, jej komisarze i jej urzędnicy w ogóle mają jakiś istotny, decydujący lub rozstrzygający wpływ na przebieg wydarzeń w Unii Europejskiej oraz na wydarzenia i decyzje podejmowane w krajach członkowskich Zjednoczonej Europy?
Ryzykowną grę podjął także polityczny obóz Jarosława Kaczyńskiego. W kwestii konstytucyjnego kryzysu w Polsce prezes PiS-u przez wiele tygodni grał na zwłokę i szedł w zaparte. Można również stwierdzić, że przez dłuższy czas nie było żadnej woli u decydentów w obozie politycznym aktualnie rządzącym Polską, aby w sprawie Trybunału Konstytucyjnego zawrzeć z opozycją jakiś kompromis. Decyzja prezydenta RP Andrzeja Dudy o niezaprzysięganiu trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji była politycznym krokiem nie tylko ryzykownym, ale również niezwykle kontrowersyjnym i można było z łatwością przewidzieć, jak ta decyzja zostanie odebrana za granicą. Strategia forsowania swojej narracji w sprawie Trybunału Konstytucyjnego przez obecnie rządzących Rzeczpospolitą, istotnie przyczyniła się do obniżenia wiarygodności naszego kraju w Unii Europejskiej, w świecie oraz na szeroko pojętej arenie międzynarodowej. Albowiem pójście przez rządzących w zaparte w kwestii Trybunału dodało argumentów i stało się wodą na młyn tych wszystkich, którzy za granicą głoszą tezy o faszyzacji, „putinizacji” i zmierzaniu Polski ku rządom autorytarnym. Oskarżenia, które wobec Rzeczpospolitej pojawiają się za granicą są w zdecydowanej większości stanowczo przesadzone. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że w odniesieniu do obecnego kryzysu konstytucyjnego, prawnego i politycznego, z którym mamy aktualnie do czynienia w Polsce, to wielu zachodnioeuropejskich dziennikarzy, komentatorów i polityków zagalopowało się w swoich wypowiedziach, a część z nich po prostu straciła i nadal traci okazję, żeby milczeć. Jednak kontrowersyjne polityczne poczynania i polityczne decyzje obecnie Polską rządzących w kwestii polskiego Trybunału Konstytucyjnego sprawiły, że Polska ma - mówiąc kolokwialnie - fatalną opinię na Zachodzie, co Polsce wyrządza wyłącznie szkody i straty. Niektóre wypowiedzi i polityczne czyny liderów tzw. Zjednoczonej Prawicy (w tym jej przywódcy Jarosława Kaczyńskiego) mogłyby wskazywać, że aktualnie rządzący naszym krajem są gotowi na rozmowę i być może na pewien kompromis, co do składu osobowego Trybunału Konstytucyjnego. Jednak wizerunkowe szkody, które zostały wyrządzone Polsce przez upór i okopanie się na swoich politycznych pozycjach przez obóz tzw. „dobrej zmiany” w sprawie konstytucyjnego organu sądowniczego są ogromne, wręcz trudne do oszacowania i będzie trzeba wielu miesięcy, być może nawet lat, aby odbudować pozytywny wizerunek Polski poza jej granicami.
Ryzykowną grę podjął również szeroko pojęty polityczny obóz antyPiS-owski. Wszak zdaje się, że polityczna opozycja wobec obecnie rządzących (głównie mowa tutaj o Platformie Obywatelskiej Grzegorza Schetyny i Nowoczesnej.pl Ryszarda Petru) dąży do tego, ażeby Komisja Europejska opublikowała negatywną opinię o Polsce i aktualnie nią rządzących. Co więcej, zdaje się, że zarówno stara, jak i nowa Platforma chcą maksymalnie wykorzystać polityczny błąd popełniony przez prezesa PiS-u; błąd, który Jarosław Kaczyński popełnił podczas konferencji prasowej 17 maja bieżącego roku po spotkaniu z przewodniczącym Polskiego Stronnictwa Ludowego i partii KORWiN. O jaki błąd tutaj chodzi? Na wspomnianej konferencji Jarosław Kaczyński zadeklarował, iż z punktu widzenia jego obozu politycznego, publikacja orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca bieżącego roku byłaby, jak to stwierdził prezes PiS-u, „kapitulacją”. Ta deklaracja Jarosława Kaczyńskiego to wielki błąd; błąd, który z pewnością zamierzają wykorzystać polityczni oponenci tzw. Zjednoczonej Prawicy, aby faktycznie zmusić prezesa PiS-u i jego polityczny obóz do kapitulacji. Z punktu widzenia starej i nowej Platformy, jak również szeroko pojętego politycznego ruchu antyPiS-owskiego, kapitulacja Jarosława Kaczyńskiego jest osiągalna, albowiem jego polityczni przeciwnicy dostali wsparcie Komisji Europejskiej...
Teraz (jak wiele na to wskazuje) już nie obecnie rządzący Polską, ale ich polityczna opozycja w sporze o Trybunał idzie w zaparte, ponieważ taka strategia służy ich politycznemu interesowi. Czym gorzej dla tzw. Zjednoczonej Prawicy, tym lepiej dla ich oponentów - oto polityczny interes, którym obecnie zapewne kieruje się polityczny obóz antyPiS-owski. Jednak z punktu widzenia interesu polskiego państwa ta strategia jest bardzo ryzykowna i szkodliwa. Przedłużanie sporu o Trybunał Konstytucyjny wyrządza bowiem Polsce wielowymiarowe straty i to przecież nie tylko wizerunkowe. Interes polityczny poszczególnych ugrupowań nie zawsze idzie w parze z interesem narodowym państwa i jego obywateli. Liderzy Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej.pl, ugrupowań lewicowych i Komitetu Obrony Demokracji postępują obecnie tak, jakby nie mieli tej świadomości; postępują oni tak, jakby nie zdawali sobie z tego sprawy, jakby nie miałoby to dla nich żadnego znaczenia...
„Chcecie Polaków zniszczyć i pognębić, to dajcie im wolność i niepodległość”. Te niezwykle szokujące słowa wypowiedział niegdyś kanclerz II Rzeszy Niemieckiej Otto von Bismarck. Niestety, wyżej wymienione stwierdzenie w zachodniej Europie zyskuje aktualnie coraz więcej zwolenników, być może zyskuje ono na Zachodzie coraz więcej wyznawców. Przedłużający się w nieskończoność w Polsce konflikt o Trybunał Konstytucyjny powoduje, że ci, którzy na podstawie wspomnianego stwierdzenia Bismarcka budują swój stosunek do naszego kraju są utwierdzani w tym niezwykle dla Polski i Polaków krzywdzącym poglądzie. Albowiem coraz bardziej żenujący i bezsensowny konflikt o polski konstytucyjny organ sądowniczy jest wodą na młyn tych wszystkich, którzy wypowiadają niedorzeczne opinie o bieżącej sytuacji politycznej panującej w naszym kraju.
„Faszyzowanie polskiego rządu”, „putinizacja Polski”, „zagłada polskiego państwa prawa”, „marsz Rzeczpospolitej ku rządom autorytarnym” - to stwierdzenia w odniesieniu do naszego kraju, z jakimi coraz częściej można spotkać się już nie tylko w Europie Zachodniej...
Zdaje się, że aktualnie na zachodzie naszego kontynentu (i w ogóle w całym zachodnim świecie) mówi się o Polsce już tylko źle. Jak zatrzymać to negatywne zjawisko, które dewastuje polski wizerunek w świecie? Po prostu zakończyć spór o Trybunał Konstytucyjny i zawrzeć jakiś polityczny kompromis w tej sprawie. Nawet, jeśli ów kompromis i zażegnanie polskiego kryzysu konstytucyjnego nie jest kompatybilne z politycznym interesem tego czy innego ugrupowania lub tego czy innego środowiska politycznego. Interes narodowy polskiego państwa i jego obywateli powinien być ważniejszy od partykularnych interesów politycznych i partyjnych uczestników polskiego życia publicznego i politycznego. Czy polscy politycy to rozumieją? Czy jest szansa na to, aby polscy politycy, od lewa do prawa, przynajmniej w sprawach dla Polski i jej obywateli najważniejszych i najpilniejszych, przyjęli taką postawę i taki punkt widzenia?
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa, znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.
Komentarze