zbigniewstefanik zbigniewstefanik
1797
BLOG

Dwa prezydenckie referenda, zamiast jednego. Czy nie było innej drogi?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 51

    Zdaje się, że inicjatywy referendalne i prezydenckie referenda mnożą się  w Polsce, jak grzyby po deszczu.

    W wyniku swojej przegranej w pierwszej turze wyborów prezydenckich i - jak można się domyślać – będąc w stanie dużego zaskoczenia, a być może wręcz paniki, Bronisław Komorowski postanowił rozpisać referendum. Referendalna inicjatywa byłego prezydenta została przyjęta przez Senat w sposób, najdelikatniej to ujmując, ekspresowy i tylko nieliczni przedstawiciele należącej do Platformy Obywatelskiej senackiej większości, mieli polityczną odwagę przeciwstawić się tej inicjatywie.

    Prezydenckie referendum Bronisława Komorowskiego odbędzie się i zdaje się, iż politykom Platformy Obywatelskiej nawet nie przeszkadza to, że jedno z referendalnych pytań zdążyło się już zdezaktualizować. Przecież parlament ustanowił, iż wątpliwości mają być rozstrzygane na korzyść podatnika, a nie urzędu skarbowego. Aby doprowadzić do swojej wyborczej wygranej i pozyskać kilka procent wyborców, Bronisław Komorowski (nie zważając, czy jego inicjatywa jest rozsądna i korzystna dla Polski oraz jej obywateli) referendum rozpisał, a jego polityczne zaplecze postarało się o to, ażeby zgłoszone przez niego głosowanie zostało przeprowadzone.

    Bronisław Komorowski przegrał wybory prezydenckie i odszedł z urzędu prezydenta RP. Jednak jego referendum pozostało, jak również pozostał precedens, który w ramach trwającej kampanii wyborczej były prezydent stworzył. Ów precedens to fakt zorganizowania referendum wyłącznie po to, aby wyjść naprzeciw swemu doraźnemu zapotrzebowaniu politycznemu, bądź politycznej potrzebie swojego politycznego środowiska, i to w ramach trwającej kampanii wyborczej. Zdaje się, że ten precedens postanowił wykorzystać urzędujący prezydent RP Andrzej Duda i rozpisał kolejne referendum, które ma odbyć się zaledwie kilka tygodni po głosowaniu ogłoszonym przez Bronisława Komorowskiego.

    Zamiast jednego referendum prezydenckiego, mamy zatem już dwa. Platforma Obywatelska ma swoje głosowanie i tzw. Zjednoczona Prawica ma swoje. Samonakręcająca się spirala Platforma-PiS będzie więc mogła nakręcać się jeszcze bardziej. Zapewne znowu w politycznej debacie nastąpi bipolaryzacja PO-PiS, a spór pomiędzy tymi dwoma obozami politycznymi zdominuje całą przestrzeń polityczną. Jednak dwa prezydenckie referenda, które - nie ma co do tego żadnych wątpliwości - są elementem kampanii wyborczej, wyrządziły Polsce, polskiej demokracji i polskiemu systemowi politycznemu wiele złego. Okoliczności zorganizowania tych głosowań spowodowały obniżenie rangi samej instytucji referendum, jak również doprowadziły do odebrania wiarygodności i powagi polskiej scenie politycznej. A warto dodać, iż zarówno rodzima przestrzeń polityczna, jak i jej aktorzy nie cieszą się wśród obywateli RP, najdelikatniej to ujmując, dużym uznaniem... Prezydenckie referenda sprawią, że w Polsce - mówiąc kolokwialnie - będzie jeszcze mniej uznania dla polityki i samych polityków.

    Czy nie było innej drogi? Czy prezydent Andrzej Duda nie mógł postąpić inaczej? Czy rozpisywanie październikowego referendum w sytuacji, kiedy trwa w Polsce kampania wyborcza było rozsądne? Czy Andrzej Duda musiał wchodzić w polityczne buty Bronisława Komorowskiego?

    Można być zdziwionym decyzją urzędującego prezydenta o rozpisaniu październikowego referendum. Wszak można było oczekiwać od młodego prezydenta, od młodego polityka, iż będzie on zabiegał o polityczną niezależność i budował swoją własną (niezależną od tzw. Zjednoczonej Prawicy) pozycję polityczną. Jednak tak się nie stało. Dlaczego? Można domyślać się, iż w ten sposób Andrzej Duda spłaca polityczny dług wobec Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego, ale również wobec przewodniczącego „Solidarności” Piotra Dudy, który zarówno PiS-owi, jak również zwycięzcy ostatnich wyborów, nie szczędził poparcia podczas kampanii prezydenckiej. Decyzja urzędującego prezydenta o rozpisaniu październikowego referendum umacnia zresztą Piotra Dudę na stanowisku przewodniczącego NSZZ „Solidarność”. Przecież w ostatnich miesiącach jego przywództwo było kwestionowane w samej „Solidarności”, a nawet zaczęli pojawiać się konkurenci i pretendenci do przejęcia przewodnictwa Związku. Pierwszy przykład z brzegu, Dominik Kolorz stawał się dla Piotra Dudy coraz poważniejszym konkurentem. Przejęcie przez niego leadershipu w „Solidarności” zdawało się być realne, prawdopodobne, a być może było wręcz tylko kwestią czasu…

    Prezydenckie referendum Andrzeja Dudy niewątpliwie wprowadziło Platformę Obywatelską w bardzo duże zakłopotanie polityczne, z którego nie ma dla ugrupowania Ewy Kopacz dobrego wyjścia. Albowiem jeśli senatorzy Platformy Obywatelskiej, którzy w Senacie stanowią większość, odrzucą referendalny wniosek urzędującego prezydenta, to wówczas PO będzie oskarżana o to, że nie słucha głosu milionów Polaków i że przestała być partią obywatelską. Jeśli zaś platformerska większość w Senacie postanowi przyjąć referendalny wniosek prezydenta, to wówczas partia Ewy Kopacz będzie oskarżana o brak stanowczości i determinacji w obronie swych politycznych poglądów, jak i o uległość wobec tzw. Zjednoczonej Prawicy i « roszczeń  populistycznych ».

    Andrzej Duda zapewne pomógł tzw. Zjednoczonej Prawicy i wsparł w kampanii wyborczej obóz polityczny, z którego się wywodzi. Pytanie jednak brzmi: jak decyzja o rozpisaniu październikowego referendum wpłynie na społeczny odbiór i wizerunek prezydentury Andrzeja Dudy? Od tego momentu będzie niezwykle trudno urzędującej głowie państwa odpierać zarzuty, jakoby był on prezydentem jednej partii, prezydentem jednego obozu politycznego.

    Czy urzędujący prezydent nie miał wyboru i musiał rozpisywać październikowe referendum? Czy nie istniała inna droga? Zdaje się, że istniała i można się dziwić, że prezydent RP postanowił z niej nie skorzystać.

         Prezydent Duda mógł przecież zabiegać o odwołanie referendum zarządzonego przez Bronisława Komorowskiego; zwłaszcza, że jedno pytanie referendalne zdążyło już się zdezaktualizować. Następnie urzędujący prezydent mógł rozpisać nowe referendum, które odbyłoby się w przyszłym roku, czyli już po kampanii wyborczej, po wyborach parlamentarnych, kiedy ucichłby już cały kampanijny szum, a emocje wywołane kampanią wyborczą stałyby się passé. Składając referendalny wniosek, prezydent Duda mógł uwzględnić pytania z prezydenckiego referendum Bronisława Komorowskiego; te pytania, które się nie zdezaktualizowały, czyli dotyczące wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych i finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Do tych pytań Andrzej Duda mógł dodać punkty postulowane przez tzw. Zjednoczoną Prawicę, czyli pytania dotyczące wieku emerytalnego, obowiązku szkolnego sześciolatków i ochrony Lasów Państwowych. Przy takim scenariuszu mogłyby zostać nawet uwzględnione pytania proponowane przez tzw. zjednoczoną lewicę Leszka Millera i Janusza Palikota, jeśli koalicja ta zebrałaby (zgodnie z wymogami prezydenta Dudy) milion podpisów pod postulowanymi przez siebie zagadnieniami. Tzw. zjednoczona lewica Palikota i Millera albo nawet obydwie « zjednoczone lewice » (jak można domniemywać) bez większego trudu zgromadziłyby milion podpisów pod swoimi pytaniami, i to w krótkim czasie, zważywszy na fakt, iż ten obóz polityczny posiada liczne struktury w terenie.

    W sprawie referendum Andrzej Duda postanowił jednak nie wykazywać się własną koncepcją i teraz zamiast jednego, mamy dwa prezydenckie referenda. Jednak trudno nie wyrazić zdziwienia wobec fali krytyki, która płynie ze strony Platformy Obywatelskiej w stronę Pałacu Prezydenckiego. To przecież przedstawiciele PO namawiali w ostatnich dniach i tygodniach obóz polityczny Jarosława Kaczyńskiego, aby ten zorganizował sobie drugie referendum. Zdaje się więc, że Andrzej Duda posłuchał w tej kwestii rady ugrupowania Ewy Kopacz. A więc skąd bierze się oburzenie partii rządzącej wobec prezydenckiego referendum Andrzeja Dudy?

    Obecny prezydent postanowił wesprzeć polityczny obóz, z którego się wywodzi oraz spłacić polityczny dług zaciągnięty u Jarosława Kaczyńskiego i Piotra Dudy. Czyniąc to zrezygnował on ze swojej politycznej niezależności i to w pierwszych dniach swojej prezydentury. Trudno będzie prezydentowi Dudzie dowieść w przyszłości, iż nie jest on prezydentem jednego obozu politycznego. Wszak rozpisując październikowe referendum, Andrzej Duda wszedł w polityczne buty Bronisława Komorowskiego. A przecież obecnie urzędujący prezydent mógł skorzystać z drogi, którą jednocześnie uszanowałaby wolę tych wszystkich, dla których pytania zawarte w obydwóch referendach prezydenckich są istotne i umożliwiłaby spokojną polityczną i publiczną debatę wokół kwestii, których obydwa prezydenckie referenda dotyczą. Andrzej Duda mógł odwołać referendum Bronisława Komorowskiego i zarządzić w przyszłym roku głosowanie, które zawierałoby pytania dotyczące jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu Rzeczpospolitej partii politycznych, wieku emerytalnego, sześciolatków, Lasów Państwowych oraz kwestii proponowanych przez Janusza Palikota, jeśli jego środowisko polityczne zebrałoby wymagany przez prezydenta milion podpisów pod proponowanymi pytaniami.

    Trudno oczekiwać, aby odbyła się merytoryczna debata wokół kwestii, w których mają wypowiedzieć się Polacy w referendach prezydenckich. Debata oraz prezydenckie referenda odbędą się w cieniu kampanii wyborczej, zaś przekaz i spory samonakręcającej się spirali Platforma-PiS całkowicie zdominują obydwie kampanie referendalne. Można również zastanowić się nad frekwencją podczas prezydenckich referendów, które budzą przecież coraz więcej kontrowersji. Ponadto warto zastanowić się nad frekwencją w następnych referendach. Czy w przyszłości obywatele RP zechcą brać udział w referendum, a więc w procesie decyzyjnym, którego ranga i powaga zostały obecnie obniżone przez rządzących?

    Zdaje się, że politycy coraz mniej serio traktują sprawy Rzeczpospolitej, jak również stan prawny oraz demokratyczny ustrój naszego kraju. Zdaje się, że polityczny interes samonakręcającej się spirali Platforma-PiS bierze górę nad zdrowym rozsądkiem  i poczuciem odpowiedzialności za państwo polskie i jego obywateli.

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa, znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka