zbigniewstefanik zbigniewstefanik
3293
BLOG

Francuzi masowo buntują się przeciwko władzy. Czy V Republika dokonuje żywota?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 10

    „Władza myśli, że wszystko wie najlepiej i swoich decyzji, a właściwie niczego, z nikim nie konsultuje”. „Rząd Manuela Vallsa nie słucha obywateli”. „Rządzący tracą kontakt z francuską rzeczywistością”. „Urzędujący prezydent i rząd nie rozumieją tego, czego chcą i czego oczekują Francuzi”. Oto najczęściej wypowiadane gorzkie słowa na ulicach francuskich miast; słowa, z którymi utożsamia się coraz więcej obywateli i mieszkańców kraju nad Sekwaną.

    Od zeszłorocznych zamachów terrorystycznych w Paryżu, Francja stała się beczką prochu, a stan wyjątkowy wprowadzony przez rządzących i obowiązujący we Francji do dzisiaj (czyli już siódmy miesiąc), w żaden sposób nie wygasił społecznych napięć w tym kraju. Rząd Manuela Vallsa dolał jeszcze oliwy do ognia, a rządowy projekt ustawy liberalizującej prawo pracy (projekt El Khomri), doprowadził do największych od co najmniej 20 lat społecznych protestów we Francji.

    Społeczny spór nad Sekwaną na dobre rozpoczął się w lutym bieżącego roku, kiedy to urzędująca minister pracy Myriam El Khomri przedstawiła projekt ustawy, przewidujący m.in. obniżkę płac za wypracowane nadgodziny, arbitralną możliwość dla pracodawcy wydłużenia swym pracownikom tygodniowego czasu pracy, czy daleko idącą elastyczność dla pracodawców w zakresie pojedynczych i zbiorowych zwolnień z pracy. Projekt ten wywołał we Francji falę protestów, które zmusiły rząd Manuela Vallsa, aby wycofał się z części postanowień zawartych w propozycji El Khomri. Jednak pomimo tego, iż w sprawie wyżej omawianej reformy kodeksu pracy francuski rząd zrobił kilka kroków w tył, protesty nad Sekwaną nie gasną. Wręcz przeciwnie, przybierają one na sile, liczebności i gwałtowności.

    Choć oczekiwała tego francuska władza, kolejne pomysły ministerstwa pracy i ministerstwa gospodarki dotyczące złagodzenia założeń projektu El Khomri nie doprowadziły do uspokojenia nastrojów społecznych nad Sekwaną. Warto również zauważyć, iż dotychczasowi zwolennicy zaproponowanej przez rząd Manuela Vallsa reformy szeroko pojętego prawa pracy (w jej pierwotnej wersji), wycofali swe poparcie dla tego projektu, kiedy to została przedstawiona jego kompromisowa wersja. Albowiem zdaniem zdecydowanej większości stowarzyszeń, związków i organizacji francuskich pracodawców, jak i Republikanów, czyli opozycyjnego ugrupowania wobec aktualnie rządzących Francją socjalistów, wersja kompromisowa rządowego projektu El Khomri de facto niczego nie zmienia, a wręcz unicestwia w najbliższym czasie perspektywy na realną reformę francuskiego prawa pracy.

    Szeregi przeciwników projektu reformy El Khomri zostały zasilone grupą liczącą kilkadziesiąt posłów należących do klubu parlamentarnego aktualnie rządzących Francją socjalistów. Na początku maja bieżącego roku okazało się, że rządowy projekt El Khomri nie ma już poparcia większości francuskich parlamentarzystów, co spowodowało, iż Manuel Valls postanowił zaryzykować i wykonał on - z punktu widzenia szefa tamtejszego rządu - niezwykle niebezpieczny polityczny krok.  Na własną polityczną odpowiedzialność i polityczną odpowiedzialność swojego rządu, francuski premier doprowadził do wejścia w życie wyżej omawianej reformy kodeksu pracy; reformy zawartej w projekcie ustawy El Khomri. Jak to możliwe? Ponieważ Manuel Valls zdecydował się skorzystać ze specjalnych prerogatyw wynikających z artykułu 49 francuskiej konstytucji (a konkretnie z jego trzeciego ustępu), który umożliwia francuskiemu rządowi (po podjęciu takiej decyzji na radzie ministrów) wprowadzenie w życie swojego postanowienia bez konieczności zgody parlamentu, biorąc na siebie bezpośrednią prawną i polityczną odpowiedzialność za to postanowienie. W przypadku powołania się przez rząd na artykuł 49 francuskiej konstytucji i na trzeci ustęp tego artykułu, debata parlamentarna dotycząca rządowej inicjatywy prawnej się kończy  i rządowy projekt wchodzi w życie.  W takim przypadku po 24 godzinach postanowienie rządu staje się częścią francuskiego porządku prawnego, tak właśnie stało się z rządową inicjatywą reformy kodeksu pracy.

    Hipotetycznie francuski parlament posiada co prawda jedną możliwość, aby zablokować reformę przyjętą przez rząd zgodnie z procedurą potocznie nazywaną we Francji „49.3”. Nie dalej, niż w ciągu 24 godzin grupa parlamentarna licząca nie mniej, niż 10 procent wszystkich posłów zasiadających w parlamencie, musi złożyć wniosek o wotum nieufności wobec rządu, podając jako motyw uzasadniający ten wniosek swój sprzeciw wobec rządowego postanowienia podjętego bez zgody parlamentu. Aby wotum nieufności mogło zostać przyjęte przez parlament, wniosek ten musi zdobyć w głosowaniu poparcie większości posłów, przy czym nie chodzi tutaj o większość posłów obecnych na sali w momencie tego głosowania, ale o większość wszystkich parlamentarzystów wchodzących w pełny skład osobowy francuskiego parlamentu.

   Parlamentarni przeciwnicy forsowanej przez rząd reformy francuskiego prawa pracy nie byli w stanie zablokować jej wejścia w życie, kiedy to urzędujący francuski premier postanowił skorzystać z przysługującej mu konstytucyjnej prerogatywy, czyli z tzw. procedury 49.3. W taki oto sposób Manuel Valls przeforsował reformę francuskiego kodeksu pracy; zagrał on va banque, świadomie godząc się na rozstrzygniecie, kierując się przy tym zasadą „polityczne wszystko albo polityczne nic”…

    Decydując się na takie rozwiązanie w sprawie wprowadzenia w życie rządowego projektu El Khomri, Manuel Valls zapewne chciał udowodnić francuskim wyborcom (nie tylko tym lewicowym i centrolewicowym…), że jest on politykiem twardym i nieprzejednanym; zapewne chciał on dowieść, że jest on mężem stanu twardszym od urzędującego prezydenta Francji Françoisa Hollanda. Dlaczego? Dlatego, iż można się spodziewać, że Manuel Valls będzie walczył o nominację swojej partii na kandydata w mających się odbyć za niecały rok francuskich wyborach prezydenckich, niejako w kontrze do Hollanda. Jego nieprzejednana postawa w sprawie projektu reformy francuskiego kodeksu pracy może więc być odczytana, jako postawienie przez urzędującego francuskiego premiera pierwszego znaczącego kroku w wyścigu o nominację na kandydata partii socjalistów do wyborczej rywalizacji o Pałac Prezydencki.

    Projekt El Khomri stał się zapalnikiem do potężnej eksplozji wielowymiarowego społecznego niezadowolenia nad Sekwaną. Obecnie Francuzi nie protestują już przeciwko (czy tylko przeciwko) liberalizacji prawa pracy. Protestują oni po prostu przeciwko aktualnie rządzącym ich krajem.

    Francuzi zbuntowali się przeciwko pogarszającej się ich sytuacji społeczno-gospodarczej oraz przeciwko braku rozwiązań przez rządzących tego, co aktualnie ich boli najbardziej. Rosnące bezrobocie wśród młodych. Topniejąca siła nabywcza Francuzów. Ubożenie klasy średniej. Nieustannie rosnące podatki i inne daniny na rzecz państwa. Brak poczucia bezpieczeństwa na francuskich ulicach i w największych francuskich miastach. Do protestów nad Sekwaną przyłączają się kolejne grupy zawodowe i społeczne. Kolejarze, kierowcy tirów, nauczyciele, pracownicy urzędów bez tytułu urzędnika, przedstawiciele świata kultury i sztuki (i nie tylko oni). Obecnie nad Sekwaną mamy do czynienia z wielowymiarowym i międzybranżowym porozumieniem, mającym na celu wyegzekwowanie na francuskim rządzie spełnienie wszystkich różnorodnych, a nawet bardzo różnorodnych (czasem wręcz niemożliwych) społecznych i nie tylko społecznych postulatów.

    Coraz większe rzesze obywateli francuskich otwarcie występują przeciwko projektowi El Khomri, ale prócz wycofania się francuskiego rządu ze swych postanowień w zakresie reformy kodeksu pracy, protestujący (a przynajmniej ich zdecydowana większość) otwarcie domagają się odejścia  obecnie rządzących Francją. Funkcjonariusze francuskiej policji państwowej, oni również organizują swoje manifestacje i protestują przeciwko trudnym warunkom, w których przychodzi im obecnie pełnić swoje obowiązki. Przeciwko władzy we Francji masowo występują też na licznych pikietach, manifestacjach i eventach protestacyjnych licealiści i studenci. Dlaczego? Ponieważ są oni  coraz bardziej zaniepokojeni bieżącą sytuacją na francuskim rynku pracy; są oni coraz bardziej zaniepokojeni  swoją zawodową przyszłością, swoimi zawodowymi perspektywami, czy raczej ich brakiem.

    W odczuciu coraz większej ilości Francuzów rząd Manuela Vallsa nie podejmuje żadnych konkretnych działań ani nie proponuje żadnych konkretnych rozwiązań, aby skutecznie przeciwdziałać negatywnym gospodarczym i (zdaniem zbuntowanych) antyspołecznym zjawiskom, z którymi muszą borykać się na co dzień obywatele Francji. W tym samym czasie francuski prezydent François Hollande usiłuje przekonać obywateli, że w ich kraju żyje się coraz lepiej, podczas gdy coraz więcej obywateli francuskich uważa, że jest wprost przeciwnie…

    Protesty przybierają we Francji coraz gwałtowniejszy charakter. W Paryżu doszło do brutalnych starć pomiędzy manifestantami i siłami porządkowymi, w wyniku których ponad 200 osób zostało rannych. W innych francuskich miastach, takich jak Rennes, Lille, czy Nantes, protesty mają nie mniej gwałtowny charakter. Od początku fali protestów (czyli od lutego bieżącego roku), nad Sekwaną zostało aresztowanych ponad 200 osób. Wyżej wymienieni aresztowani to w zdecydowanej większości biorący udział w antyrządowych protestach społecznicy, działacze związkowi, czy przedstawiciele organizacji studenckich i licealnych. Niektórzy z nich byli przetrzymywani przez 96 godzin w policyjnych aresztach bez przedstawienia im żadnych zarzutów. Po wyjściu na wolność, zatrzymani najczęściej nadal nie wiedzieli, dlaczego zostali zatrzymani i o co konkretnie byli podejrzewani…

         Coraz większa cześć francuskiego społeczeństwa protestuje, podczas gdy obecnie rządzący Francją nadal zdają się bagatelizować wagę i znaczenie obecnego społecznego niezadowolenia, przeradzającego się w potężny bunt społeczny; bunt rosnący w siłę i liczebność. Bunt społeczny, który coraz wyraźniej jest nad Sekwaną widoczny. We Francji powstała przepaść pomiędzy władzą i francuskim społeczeństwem, a przepaść ta zdaje się przybierać na wadze i wielkości z każdym dniem. Co więcej, warto zauważyć, iż rząd Manuela Vallsa zdecydował się na przyjęcie wobec protestów i ich uczestników postawę konfrontacyjną. Coraz więcej francuskich prefektów (odpowiedników polskich wojewodów), powołując się na prerogatywy przysługujące władzy centralnej podczas stanu wyjątkowego, coraz częściej wydaje zakazy na zgłaszane pikiety, zgromadzenia i manifestacje. Francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych informuje zaś, iż w przypadku zorganizowania pikiety, zgromadzenia, czy manifestacji bez zezwolenia, wobec organizatorów i uczestników takiego wydarzenia zostanie zastosowane rozwiązanie siłowe. Władza w tej kwestii zdaje się dotrzymywać słowa. W Strasburgu została usunięta siłą pikieta studencka, na którą władza nie wydala zezwolenia. Również w Strasburgu siłą zostali usunięci uczestnicy spokojnego i pokojowego zgromadzenia (uczestnicy tego zgromadzenia  próbowali zablokować wjazd na autostradę A4). To tylko przykłady z jednego francuskiego miasta, gdzie (jak wszystko na to wskazuje) francuska władza chce obecnie udowodnić protestującym, że na społeczny bunt we Francji zgody władzy nie ma…

    Rząd Manuela Vallsa (jak wszystko na to wskazuje) usiłuje zdławić protesty nad Sekwaną i w ten sposób zakończyć społeczno-polityczną próbę sił we Francji. Jak dotąd działania francuskiego rządu i podległych mu służb nie doprowadziły do zlikwidowania akcji protestacyjnej ani do rozbicia potężnego społecznego buntu we Francji, wprost przeciwnie. Albowiem, zdaje się, że  konfrontacyjny kurs, który przyjął wobec protestujących i zbuntowanych nad Sekwaną francuski rząd, generuje skutki odwrotne od oczekiwanych.

     Gwałtownie rosnąca z dnia na dzień intensywność i liczebność protestów we Francji powinny skłonić do zadania następujących pytań:

    1) Czy jesteśmy świadkami początku końca V Republiki Francuskiej?

    2) Czy V Republika (społeczno-polityczny ustrój, obowiązujący we Francji od 1958 roku) jest już nieuchronnie skazana na dokonanie żywota?

* * *

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa, znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka